piątek, 31 maja 2013

Diety-bzdety czyli jakie fazy mieli Atkins i Dukan, że opracowali taki stek bzdur!!!!!


Pierwsze co ciśnie mi się na usta czytając jadłospisy i zasady obu diet to "ale faza"!!!!! Postanowiłam więc przedstawić wszystkie za (których nie ma) i przeciw (O! Mój! Boshe!) obu fantastycznych diet i "cudów", które owe diety przedstawiają. Hmmm kogo by tu najpierw zdemaskować. A! Pójdźmy chronologicznie, wg okresów kiedy to te wspaniałe diety "brylowały na salonach".



Zacznę więc od nieszczęsnego Dr Atkinsa bo to on pierwszy pojawił się w mediach na całym świecie.
O co chodzi w "cudownej diecie Atkinsa"? Jest to dieta przede wszystkim nisko-węglowodanowa, wysoko-proteinowa i wysoko-tłuszczowa. Składa się z (hahaha to pojęcie uwielbiam najbardziej) "cyklu czterech faz":
Faza I - należy opierać się na 4-5 posiłkach dziennie, usunąć wszelkie produkty wysoko-węglowodanowe i skrobiowe. Można objadać się mięsem każdego rodzaju, produktami tłustymi typu oliwa z oliwek, masło, śmietana, awokado, ale już orzechów nie wolno (nie wiem dlaczego? w końcu to też produkty bogate w nienasycone kwasy tłuszczowe???), można w niewielkiej ilości jeść zielone warzywa, absolutnie nie wolno jeść owoców i chudego nabiału. Fazę "uprawiamy" dopóki nie zrzucimy wagi do 2-3kg ponad to co chcemy nie ostatecznie osiągnąć.
Faza II - można stopniowo wprowadzać biały ser, oraz skrobiowe warzywa i rośliny strączkowe. Trzymamy "fazę" dopóki chudnięcie nie stanie w miejscu. A jak przestaniem chudnąć, przechodzimy w fazę III.
Faza III - wprowadzamy owoce ale w niewielkich ilościach (dodatkowe 10g węglowodanów) I tak przez 2-3 miesiące.
Faza IV - wprowadzamy więcej węglowodanów nawet do 90g. I tak do końca życia.
W każdej fazie wypijamy duże ilości wody - około 2 litrów. (to nie jest dużo - to jest norma przy normalnym zdrowym odżywianiu)
Zalety:
- rarytas pyszności dla mięsożerców
- regularność posiłków
- duża ilość wody
Wady:
- Zbyt duża ilość tłuszczów zwierzęcych, cholesterolu i kwasów trans (rakotwórczych i prowokujących choroby układu krwionośnego)
- Zbyt mała ilość węglowodanów w dwóch pierwszych fazach by właściwie metabolizować tłuszcze, do tego to produkty węglowodanowe są głównym nośnikiem witamin i minerałów.
- Porażająca ilość białka- białko nie zamienia się w energię tak łatwo jak np, glukoza. Nadmiar glukozy odłoży się w postaci tkanki tłuszczowej a nadmiar aminokwasów z białek musi zostać wydalony przez nerki. Biedne nerki pracują 20 razy ciężej niż powinny. Dla przypomnienia nerki są organem wspomagającym oczyszczanie organizmu.
- Ogromna dysproporcja stosunku mięsa do innych składników diety- przypominam że mięso jest nośnikiem toksyn , hormonów wzrostu, oraz pochodzi od zwierząt karmionych paszą ze śrutą sojową genetycznie modyfikowaną- mniam - smacznego!
- nikt nie wytrzyma całego życia na diecie w związku z tym w pewnym momencie wróci do starych nawyków żywieniowych i obżarstwa i pojawi się znane nam wszystkim "jojo".

Druga "cudowna dieta Dukana" to kolejny "fazowy" produkt marketingowy nie mający nic wspólnego ze zdrowiem. Jest to dieta będąca gorszą  wersją diety Atkinsa- wg mnie Dukan to najgorsza i najgłupsza dieta na świecie. I znów dzielimy włos na czworo:
Faza I- trwa od 5 do 10 dni. Jest to tzw uderzenie spadku wagi. Je się tylko i wyłącznie chude mięso - drób, cielęcina, chude ryby (czyli ryby najmniej wartościowe) oraz chudy nabiał. 4-5 posiłków dziennie. Nie wolno solić (dzięki Bogu chociaż tyle dobrego)
Faza II - wprowadzamy dozwolone warzywa (ogórki, pomidory, sałata, cukinia, marchew, buraki, pory) i robimy na przemian, jeden dzień proteinowy, drugi proteinowo-warzywny i tak na zmianę. Można zastosować inną metodę 5 dni proteinowych na 5 dni proteinowo-warzywnych. Faza trwa do momentu osiągnięcia wymarzonej wagi.
Faza III - wprowadzanie produktów sprzed diety. Odbywa się to na zasadzie jeden dzień samo chude białko, drugi dzień jem co chcę oczywiście oprócz cukru i słodyczy). Okres trwania wylicza się na podstawie 10dni na każdy utracony w poprzednich fazach kilogram - w praktyce jak ktoś schudł 5 kg to 50 dni.
Faza IV - trwa do końca życia. Wprowadzamy jedzenie "normalne" sprzed diety, oczywiście pijemy dużo wody, ograniczamy słodycze i cukier, raz w tygodniu robimy dzień proteinowy.
Zalety:
-nie widzę żadnych, no może fakt szybkiego chudnięcia ale nic poza tym. To chudnięcie nie potrwa wiecznie i mimo obietnic Dukana o niewystępowaniu efektu jojo- mocno się zdziwicie!!!
Wady:
-znowu białko- znowu biedne nerki
-znowu białko- które zalega w żołądku (bo tam rozpoczyna się jego trawienie) a ponieważ jest go w diecie tak dużo organizm nie nadąża go trawić. W związku z tym już na poziome żołądka zaczyna się proces gnilny białka, który primo- powoduje wydzielanie toksycznych związków do organizmu, secundo- powoduje oddech trupa. Błagam, nie da się zbyt długo rozmawiać z kimś na Dukanie bo jego oddech nas po prostu zabije!
-brak tłuszczów- jak nasz układ hormonalny ma właściwie pracować? Jak mamy wchłaniać witaminy, które są rozpuszczalne w tłuszczach? Jak mają działać nasze naczynia krwionośne?
-brak węglowodanów - czyli znów źródeł witamin i minerałów
- wykańczanie organizmu- jest to dla niego ogromny stres, do tego nie zapewniamy sobie właściwych porcji substancji odżywczych
- nikt nie wytrzyma takiego sposobu odżywiania zbyt długo, stąd efekt jojo gwarantowany- jak zwykle biedny zagłodzony organizm po powrocie do normalnego jedzenia będzie się zabezpieczał przed kolejnym głodzeniem, magazynując wszystko w postaci tkanki tłuszczowej.
- dieta jest obrzydliwie nie smaczna, uboga w składniki których potrzebujemy, będzie nas wpędzać w depresję i agresję.

Moi Drodzy. Mój artykuł niech będzie dla was przestrogą przed tym co głupie, bezsensowne i do tego strasznie szkodliwe. Nie wierzcie w dietę "cud". Każda dieta odbywa się kosztem Waszego zdrowia. Przypominam, że jeśli będziecie się zdrowo i logicznie odżywiać np. wg zasad "ZGłowąŻerstwa" (http://zgzercy.blogspot.com/2013/04/osiem-zasad-zgowazerstwa.html) i wprowadzicie superżywność (pestki, nasiona słonecznika, kiełki, siemię lniane, prawdziwy miód, jarmuż, owoce jagodowe, awokado) nie będzie możliwości aby odkładała  się Wam jakakolwiek tkanka tłuszczowa. Przy średniej aktywności fizycznej będziecie w stanie osiągnąć właściwą i zdrową masę ciała, będziecie wyglądać pięknie i zdrowo. Do tego nie będziecie musieli się głodzić i będziecie szczęśliwi.

Wszystkich, którzy stosują lub kiedykolwiek stosowali którąś z powyższych diet zapraszam do wystawiania opinii i komentarzy pod artykułem. Nie musicie mieć konta gmail. Komentarze można zostawiać jako Anonimus. Zapraszam do dyskusji!!!

środa, 29 maja 2013

Kiełki - dlaczego są super?


Dlaczego kiełki są super? Odpowiem w typowy kobiecy sposób: bo są! Najprościej spojrzeć na to z punktu upraw. Skąd biorą się warzywa? Z kilku nasion. Jakby wziąć do ręki garść nasion, z których wyrosły kiełki to tak jakby wziąć koncentrat wszystkiego co najlepsze ze wszystkich warzyw, które z tych kiełków powstaną. To tak jakby skrzynkę brokułów zamknąć w małym kubeczku, kubeczku z kiełkami. O ile sytuacja staje się dla nas prostsza? Kanapek z brokułem raczej nie jemy, do sałatki też nie każdej pasują. A poza tym kto by zjadł 20 brokułów na raz? Albo 20 pęczków rzodkiewki? Pszenicy też nikt samej nie ruszy ale już kiełki tak.



Samo zdrowie
Kiełki są, nie tyle źródłem co super-koncentratem tego co w roślinach najlepsze. Zawierają witaminy A, E, większość witamin z grupy B w tym ogromne pokłady tak deficytowej obecnie niacyny, magnez, wapń, fosfor, są świetnym źródłem żelaza, często zawierają fitoestrogeny. Alkalizują nasz strasznie zakwaszony organizm. Nie będę rozpisywać się na temat poszczególnych rodzajów kiełków bo wszystkie są po prostu super. A każdemu polecam wybór tych, które najlepiej mu smakują. Do wyboru są kiełki rzodkiewki, brokuła, pszenicy, lucerny, ciecierzycy, soczewicy, fasoli, cebuli, buraka i jeszcze parę by się znalazło. Ja najbardziej lubię kiełki lucerny :)

Skąd brać kiełki?
Kiełki można kupić gotowe do spożycia ale po hecach z bakteriami e.coli obecnymi w kiełkach fasoli kilka lat temu warto rozważyć własną, domową uprawę.Wystarczy nabyć kiełkownicę (koszt ok.30) i nasiona na kiełki. Ja taką kiełkownicę nabyłam i uprawiam własne kiełki , głównie są to kiełki lucerny. Wystarczy przepłukać i namoczyć kiełki, rozłożyć na tacce kiełkownicy i 2 razy w ciągu dnia zalewać je wodą. Woda spływa po tackach do dolnego naczynka i jak już cała spłynie podlewam nią kwiatki (storczyki ją uwielbiają). Czasem jeszcze przechylam tackę z pokrywką nad zlewem by całkowicie odcedzić pozostałą wodę i zapobiec powstawaniu pleśni. Tym bardziej, że kiełki lucerny robią się po paru dniach bardzo gęste i woda mniej chętnie spływa do dolnego pojemniczka. No a po ok 5-6 dniach delektuję się pysznymi kiełkami w kanapkach, sałatkach,zupach :) Kiełki przechowuję w lodówce przez kilka dni.
Każdy rodzaj kiełków wymaga indywidualnego okresu kiełkowania, warto skorzystać z instrukcji na opakowaniu.



I tak oto mamy przykład naturalnego, prostego, pysznego, super-zdrowego i super-odżywczego dodatku do potraw.


poniedziałek, 27 maja 2013

Ja bym tego kurkom nie dała!!! Czyli jajko mądrzejsze od kury.

Dla wielu z nas jajka stanowią częstą część naszego tygodniowego menu. Są źródłem białka zwierzęcego, lecytyny, witaminy D, oraz barwników ksantofilu i luteiny. Do niedawna jajka budziły wiele kontrowersji wokół tematu cholesterolu. Dziś już wiadomo że nie przyczyniają się do jego powstawania w organizmie, a zawarte w nich kawasy omega-3 pomagają nawet redukować poziom złego cholesterolu LDL. Ksantofil i luteina zapobiegają odkładaniu się blaszki miażdżycowej. Lecytyna wspomaga ich działanie a do tego chroni przed powstawaniem kamieni żółciowych i wspomaga działanie układu nerwowego zwiększając tym samym koncentrację i zdolność uczenia. Jedynym aktualnym  przeciwwskazaniem do spożywania jaj jest alergia na białko kurze.

Niestety, jak ze wszystkim, jako jajku nierówne. Dziś na pólkach sklepowych mamy 3 rodzaje jaj:
1. Z chowu klatkowego. Najtańsze i najuboższe w składniki odżywcze. Kury z chowu klatkowego przebywają w stresujących warunkach i są karmione stałą "wydajną" paszą nierzadko z antybiotykami i genetycznie modyfikowaną soją. Nie wiem czy ktoś kiedyś widział w jakich warunkach  przebywają nioski w klatkach. Kiedyś brytyjski "The Independent" odważył się napisać o tym artykuł (http://www.independent.co.uk/news/uk/home-news/the-end-of-battery-farms-in-britain--but-not-europe-6281802.html). Kilkanaście kur na jednym małym skrawku, podeptane, z połamanymi łapami, taplające się we własnych odchodach. Wartość jajek od takich kur ma totalnie obniżone wszelkie wartości odżywcze.
2. Z wolnego wybiegu. Cena droższa ale jeszcze możliwa do zaakceptowania. Kury hodowane na wolnym wybiegu bez stresu co pomaga utrzymać wartość pewnych składników na poziomie o wiele wyższym niż w jajach z chowu klatkowego. Niestety kury karmione są paszą przemysłową dość ubogą w składniki odżywcze.
3. Jaja ekologiczne. Najdroższe. Ale też najbardziej wartościowe. Kury hodowane na wolnym wybiegu i paszą ekologiczną. Jajka od takich kur smakują pysznie i mają najwięcej wartości odżywczych.


Ja jestem jeszcze za stworzeniem mojej ulubionej kategorii jajek z chowu domowego. W dzieciństwie  zawsze byłam karmiona jajkami od kurek, które na działce hodowała moja sąsiadka. Kury biegały przeszczęśliwe i karmione domowym, normalnym jedzeniem. Dokładnie mówiąc resztkami tego jedzenia, ale kto powiedział, że zostawiamy na talerzu mało wartościowe resztki? Prawda, nie raz na skorupce było gówienko, piórko. Ale przecież bakterie kałowe można spłukać ciepłą wodą. Aktualnie tego typu jajka dostaję od moich teściów. Uwielbiam je. Nie ma lepszego jajka niż to z chowu domowego. A na dowód załączam zdjęcie właśnie od kury mojego teścia. Mmmm pewnie pociekła Wam ślina :)



A co zrobić żeby gotując jajko zachować jak najwięcej jego wartości odżywczych?

Jajko na miękko: wkładamy jajko do zimnej wody, zagotowujemy i trzymamy w gotującej wodzie przez minutę. Po czym zdejmujemy z ognia i trzymamy w ciepłej wodzie jeszcze przez 2 minuty.
Jajka na twardo: jak powyżej przy czym po zdjęciu z ognia trzymamy w ciepłej wodzie przez 5 minut.

czwartek, 23 maja 2013

Przepis: Pomysły na zdrowe dodatki do kanapek.


Znudziły Wam się już typowe pomysły kanapkowe? Macie dość wędlin, z których wypływa saletra, żółtego ciężkostrawnego sera, po którym migrena nie daje żyć? Twarożek ze szczypiorkiem ciągle powtarzany też przestał być smaczny? I co? Pewnie myślicie o upieczeniu własnego pasztetu? Hmmm jeśli macie czas i ochotę siedzieć przy garach to proszę bardzo. Ja nie chcę. Mam więc kilka pomysłów zaczerpniętych z kuchni wegetariańskiej, które nie wymagają czasochłonności, wymyślności i cudów. Są proste, nieskomplikowane i do tego pyszne.

Humus


Wystarczy kupić ciecierzycę. Namoczyć rano 200g. Wieczorem gotować w świeżej wodzie do 3 godzin z 2 ząbkami czosnku. Odlać 80ml wywaru, resztę wystudzić, odcedzić zblendować z 5 łyżkami sezamu, sokiem z połowy cytryny, szczyptą soli ,2 łyżkami oleju rzepakowego lub extra virgin (mi smakuje bardziej z rzepakowym). Jeśli konsystencja jest zbyt sucha można dolewać wywar w trakcie blendowania do uzyskania pożądanej konsystencji. I pasta gotowa!
Humus można modyfikować tzn dodawać do blendowania np. zioła, suszone pomidory, kapary, paprykę. Jest świetny w połączeniu z pieczywem, grzankami, waflami ryżowymi, własnej roboty tortillą J


Pasta z awokado.


Nic prostszego, wystarczy dojrzałe awokado. Obieramy i rozdrabniamy widelcem w miseczce aż do uzyskania konsystencji pasty. Awokado musi być miękkie inaczej pasta nie wyjdzie. Pastą smarujemy pieczywo bezpośrednio. Jako dodatki mogą być inne warzywa, ja np. dzisiaj dodałam kiełki lucerny i plastry zielonego ogórka. Mmmmm pychota! Można też pokroić twardsze awokado w plastry i użyć zamiast żółtego sera.


Twarożek migdałowy


Namoczyć szklankę migdałów przez noc. Po namoczeniu obrać ze skórki, lekko rozdrobnić na tyle na ile się da. Wrzucić do blendera z 4 łyżkami jogurtu naturalnego, łyżką soku z cytryny, opcjonalnie poszatkowanymi ziołami, pieprzem i solą. Zblendować. Jeśli zrobiliśmy wersję „plain” czyli bez ziół można dodać miód, cynamon i modyfikować wg upodobań. Taki twarożek jest o wiele lepszym źródłem wapnia niż tradycyjny. Można podawać z ulubionymi warzywami.

Pesto z buraków


2 duże lub 3 średnie buraki pieczemy w folii w piekarniku o temp. 200C przez godzinę. Jeśli są duże to trochę dłużej- ich miękkość sprawdzamy nakłuwając widelcem. Po ostudzeniu kroimy w kostkę i blend ujemy z 3 łyzkami sezamu (bądź orzechów np. piniowych), 3 łyżkami oleju rzepakowego (bądź oliwy extra virgin), solą i pieprzem. Można dodać odrobinę parmezanu. Jak ktoś ma ochotę to również czosnku.

To na razie tyle pomysłów. Ale mam ich tysiące, bo tak naprawdę jest tysiące możliwości. Wszystkie pasty można przechowywać w lodówce nawet do tygodnia J Można oczywiście robić ich mniejsze porcje. Kanapki nie muszą być z nudną szynką i serem. Mogą być pyszne i zdrowe. Z pastami roślinnymi, które wbrew pozorom są cudnym źródłem białka, składników mineralnych i witamin J


Przepis: Roladki z bakłażana


Tak owszem, inspiracja zaczerpnięta z przepisów Okrasy, ale jak zawsze wybronię się faktem, że przepisy nie są wyrocznią a inspiracją. Zmodyfikowałam więc nieco ten przepis do zdrowszej formy. Zamiast mielonego mięsa wieprzowo-wołowego, dałam mielone mięso z indyka. Dorzuciłam też trochę ugotowanej kaszy pęczak a do sosu zamiast pomidorów w puszce dałam kartonik passaty. I nie dodałam dodatkowego masła. Wyszło pysznie i zdrowo.


Składniki:

        3 bakłażany, umyte, pokrojone wzdłuż w plastry o szerokości 0,5 cm
        500 g mielonego mięsa z indyka
        100 g ugotowanej wcześniej kaszy pęczak
        1 opakowanie passaty (włoski przecier pomidorowy)
        ok. 50-70 ml oliwy z oliwek
        2 cebule, pokrojone w kostkę
        100 ml czerwonego wina wytrawnego
        10 g cynamonu
        10 g oregano
        10 g masła
        20 g sera grana padano, gotowego tartego
        2 żółtka
        1 kulka mozzarelli, pokrojona w kostkę 
        1 ząbek czosnku
        2 łyżeczki cukru
·         Sól i pieprz do smaku



Pokrojone w plastry bakłażany „pędzelkujemy” oliwą z oliwek, następnie obsmażamy z obu stron na patelni grillowej. Odstawiamy. 

FARSZ: 
Mięso z indyka ja wrzucam osobiście do maszynki do mielenia, ale można kupić mielone gotowe. Polecam jednak zrobić to w domu. Mięso mielone wrzucamy do miski, dodajemy 5 g oregano, niewielką ilość przygotowanego cynamonu, część startego sera grana padano, pokrojoną w kostkę mozzarellę, pęczak, sól, pieprz i część pokrojonej w kostkę cebuli. Całość mieszamy. Dodajemy 2 żółtka, ponownie mieszamy.

SOS: 
Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek (ok. 30 ml) z masłem, dodajemy resztę pokrojonej w kostkę cebuli, 1 łyżeczkę oregano, ½ łyżeczki cynamonu oraz rozgnieciony ząbek czosnku. Całość dusimy, zalewamy passatą, dodajemy czerwone wino wytrawne. Gotujemy około 5-10 minut.. Dokładnie mieszamy, doprawiamy solą, pieprzem i 2 łyżeczkami cukru. 

Farsz mięsny zwijamy w plastry ugrillowanego wcześniej bakłażana. 
Na dno naczynia żaroodpornego wylewamy niewielką ilość sosu pomidorowego, na warstwie sosu układamy roladki z bakłażana. Zalewamy kolejną porcją sosu, jeśli zostały wolne plastry grillowanego bakłażana można je ułożyć na wierzch roladek. Posypujemy całość resztą sera grana padano. 
Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do temp. 170-180°C (termoobieg) na mniej więcej 30 minut.

Smacznego!!!


wtorek, 21 maja 2013

Akrylamid – ukryty w chipsach i frytkach morderca i największa zmora podgrzewanego i przetwarzanego jedzenia.


O tym, że surowe pożywienie jest zdrowsze od ogrzewanego i przetwarzanego wie prawie każdy. Prawie każdy wie, że w trakcie ogrzewania żywności dochodzi do strat jej wartości odżywczej. Prawie każdy wie też, że hamuje to działanie enzymów zawartych w surowej żywności odpowiedzialnych za właściwy metabolizm jej składników. Ale mało kto wie o produktach ubocznych powstających podczas ogrzewania żywności głównie roślinnej. A jest ich ponad 800 z czego 52 to tzw. potencjalne karcinogeny, czyli substancje rakotwórcze. Jedną z nich spędzającą nam „żywieniowcom” sen z powiek jest akrylamid.



Akrylamid jest produktem ubocznym reakcji pomiędzy aminokwasem asparaginą i węglowodanami , tzw. reakcji Maillarda. Reakcję tą każdy z nas zauważa, ale nie wie co się wtedy dzieje. Widocznym efektem reakcji Maillarda jest brązowienie produktu w czasie pieczenia. Akrylamid jest więc obecny w wielu produktach żywnościowych – kawie, płatkach śniadaniowych, chlebie, pieczonym mięsie , najwyższe jednak jego stężenie występuje w wysokoogrzewanych roślinnych produktach skrobiowych, głównie chipsach, frytkach, chrupkach, ciastkach, herbatnikach, paluszkach, płatkach śniadaniowych. Mało tego, okazuje się ze uprzednio smażone frytki , opiekane później w piekarniku zawierają kilkudziesięciokrotnie większe stężenie akrylamidu niż w pierwszej obróbce.

Akrylamid powstaje już w temperaturze 120C!!

Akrylamid przyczynia się do powstawania wielu odmian raka, często raka przewodu pokarmowego. Najgroźniejszy jest jednak fakt powiązania wpływu stosunku poziomu akrylamidu do poziomu hemoglobiny i estrogenów co przyczynia się do gigantycznej predyspozycji  do raka piersi oraz postmenopauzalnego raka jajnika. Akrylamid jest też neurotoksyną i może powodować uszkodzenie układu nerwowego.

Jak obniżyć ekspozycję na akrylamid oraz intensywność jego powstawania:
  • produkty roślinne spożywać jak najmniej przetworzone, najlepiej surowe lub gotowane w wodzie, na parze
  • ograniczać smażenie i pieczenie- temperaturę smażenia można obniżyć dodając odrobinę wody, zamieniamy wtedy proces smażenia na duszenie
  • im dłuższe ogrzewanie tym większa zawartość akrylamidu, jeśli więc coś ogrzewamy to jak najkrócej
  • im bardziej zarumieniony produkt tym więcej akrylamidu- tost na śniadanie? Nie, dziękuję!!!
  • akrylamid znajduje się przede wszystkim w skrobiowych produktach pochodzenia roślinnego – ziemniakach i zbożach, unikajmy więc jak tylko się da wysokoprzetwarzanych produktów tej kategorii. Najwięcej jest go w chipsach, frytkach i opiekanych płatkach śniadaniowych
  • unikać tak powszechnie używanych panierów
  • jeśli spożywamy pieczony posiłek nie zapomnijmy aby towarzyszyły mu jak największe ilości antyoksydantów w postaci świeżych warzyw 


Nie ukrywajmy, nie da się uniknąć spożywania akrylamidu, nie da się zjeść surowego chleba. Nie da się też oprzeć zapachowi estrów powstałych w reakcji Maillarda- każdy z nas uwielbia przecież zapach pieczonego chleba, ciasta czy ziemniaków. Ale można ograniczyć własną ekspozycję na działanie tej okrutnej rakotwórczej „bestii”. Starajmy się. O tym, że chipsy, frytki i paluszki są niezdrowe wie każdy, ale tost czy płatki typu corn flakes nigdy też nie będą zdrową opcją ani dla nas ani dla naszych dzieci.

Podwyższony cholesterol i cukier? Problemy ze wzrokiem? Przebarwienia na skórze? Strach przed otyłością i rakiem? Ten owoc jest dla Ciebie!



Śliczny, cudownie pachnący owoc mango rozpowszechniony na całym świecie, a w Polsce nadal tak mało spożywany. A warto!  Okazuje się, że mango jest owocem nie tylko pysznym. Mimo, że przybywa do nas z dalekich krajów nie ma obaw, co do jego czystości. Jest zbierane jeszcze niedojrzałe i nie wymaga ogromnej ilości środków konserwujących w transporcie. Wystarczy dokładnie opłukać i obrać szczelną skórkę i nie trzeba się martwić o pestycydy i konserwanty używane do transportowania żywności.  Jakby tego było mało, mango posiada także fantastyczne lecznicze właściwości. Jakie?:


  • pomaga obniżać poziom cukru we krwi, co udowodniono w badaniach naukowych na otyłych zwierzętach. Tym samym pomaga w zapobieganiu cukrzycy insulino niezależnej typu II oraz całego łańcucha schorzeń z nią skojarzonych jak otyłość, miażdżyca i nadciśnienie
  • pomaga obniżać poziom cholesterolu- w naturalny sposób bilansuje i optymalizuje funkcje komórek w całym organizmie
  • zawiera ponad 4000 różnych antyoksydacyjnych polifenoli niszczących wolne rodniki odpowiadające za powstawanie raka piersi i okrężnicy, pozostawiając zdrowe komórki ciała w stanie nienaruszonym
  • jest naturalnie bogate w błonnik, witaminy A i C, antyoksydanty i witaminy B6. Owoc ten zawiera również związki  triterpenowe i lupeol, które hamują raka skóry i pomagają usunąć jej przebarwienia  
  • jedne z bardziej interesujących badań dotyczących mango pochodzą z Polski, gdzie naukowcy z Zakładu Biologii i Botaniki Farmaceutycznej na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu odkryli w mango mangiferynę, aktywny składnik przeciwbólowy, przeciwcukrzycowy, przeciwbakteryjny, przeciwzapalny i przeciwalergiczny. Związek ten również „podejrzewa” się o posiadanie zdolności do poprawy pamięci i ochrony układu nerwowego.


Aktualnie trwa sezon na mango i można je znaleźć w każdym niemal sklepie. Polecam zimne mango z lodówki w gorący, letni wieczór . Mmmmmm!

środa, 15 maja 2013

Przepis: Zapiekany omlet ze szparagami

Polecam przepis na pyszne weekendowe śniadanie ze szparagami na które właśnie jest sezon :)

Przepis dostępny na:
http://www.kwestiasmaku.com/zielony_srodek/szparagi/zapiekany_omlet_ze_szparagami/przepis.html


Nutrigenomika, czyli czy i jak dieta wpływa na nasze geny, oraz co za tym idzie?

Wygrzebałam dziś bardzo ciekawy wywiad z prof. dr. hab. Markiem Naruszewiczem z Instytutu Żywności i Żywienia, którym chciałam się z wszystkimi podzielić. Może nie należy do najkrótszych ale wyjaśnia w sposób bardzo logiczny i szczegółowy wiele kwestii związanych z wpływem żywności na nasze zdrowie:





– Nad czym pracują naukowcy z Instytutu Żywności i Żywienia?
– Prowadzimy prace w zakresie nutrigenomiki. Jest to dziedzina wiedzy o bardzo dynamicznym rozwoju, zajmująca się wpływem żywienia na ekspresję genów. Dziś już wiadomo, że to, co jemy, oddziałuje bezpośrednio na nasz materiał genetyczny.
 
– Jak to należy rozumieć?
– Każdy gen to jedno białko. Fizjologia człowieka jest oparta na metabolizmie białek, tłuszczów i węglowodanów. I okazało się, że kwasy tłuszczowe regulują ekspresję genów. Inaczej mówiąc, od rodzaju spożywanych kwasów tłuszczowych zależy wzrost człowieka, rozwój jego centralnego układu nerwowego i wszystkie funkcje obronne, immunologiczne. A czynnikiem, który najbardziej pobudza nasz materiał genetyczny do prawidłowego rozwoju są kwasy tłuszczowe nienasycone, pochodzące z roślin i ryb. Stąd ogromna presja wszystkich towarzystw medycznych, byśmy zmienili sposób żywienia i zaczęli jeść to, co jest zgodne z naszą fizjologią.

– Czy mówimy o przełomie w nauce?
– Rzeczywiście, po raz pierwszy jesteśmy w stanie śledzić bezpośredni wpływ żywności na przemiany genetyczne u człowieka. Człowiek rodzi się z zespołem genów; są wśród nich takie, które warunkują podatność na choroby i takie, które przed chorobami chronią. Sztuka polega na tym, żeby pobudzać te drugie. I to jest zagadnienie, którym zajmuje się epigenetyka: budowanie odpowiedzi genetycznej już we wczesnym dzieciństwie. To, jak matka żywi się w czasie ciąży i jak potem żywi dziecko, ma związek z chorobami, które ujawniają się u niego po 30–40 latach. Większość przypadków nadciśnienia tętniczego (szczególnie sodozależnego) ma swoje początki w dzieciństwie. Soląc dziecku zupkę, robimy mu krzywdę. Uruchamiamy mechanizm, który rozwija się potem latami i owocuje nadciśnieniem w wieku dorosłym: próg sodowy tego człowieka jest coraz wyższy (za każdym razem musi dosalać więcej, żeby czuć smak soli).

– Na rynku jest sporo produktów o dużej zawartości soli.
– Chociażby chipsy. Szkodliwe działania przemysłu spożywczego powodują, że dzisiaj w polskiej populacji mamy 8 milionów ludzi z nadciśnieniem tętniczym. Potencjalnych kandydatów do zawałów serca i udarów mózgu. Ekspresję genów i to, co nazywamy uwarunkowaniem genetycznym, buduje się przez wiele lat. I ogromną rolę w tym procesie – zarówno dobrą, jak i złą – odgrywa środowisko. Działania prozdrowotne polegają na tym, że dzieciom daje się np. tran czy ryby. Albo – zamiast tradycyjnej zupy na kościach – gotuje się im włoską minestrone z dodatkiem oliwy z oliwek. Wiele matek i babć nie ma świadomości popełnianych przez siebie błędów kulinarnych.

 A które populacje są najzdrowsze?
– Najzdrowsze na świecie są narody wyspiarskie, narody zamieszkujące w basenie Morza Śródziemnego i populacja japońska. Jada się tam bardzo dużo ryb, zawierających kwasy tłuszczowe omega-3, które korzystnie regulują transkrypcję genetyczną; nie używa się tłuszczów zwierzęcych, tylko oliwy z oliwek, posiadającej działanie ochronne; wreszcie – nieodłącznym składnikiem tamtejszej kuchni są owoce i warzywa.

–  Czyżby owoce i warzywa też wpływały na nasze geny?
– Materiał genetyczny zbudowany jest z łańcuchów DNA, a te z nukleotydów; zaś prawidłowa metylacja nukleotydów zależy od kwasu foliowego, występującego w dużych ilościach w owocach i zielonych warzywach, takich jak szpinak, brukselka czy brokuły. A więc, konsekwencją niskiego spożycia owoców i warzyw jest osłabienie genów, co przejawia się w podatności na pewne schorzenia. Np. stwierdzono, że kobiety, które rodzą dzieci z zespołem Downa mają wyraźnie podwyższony poziom homocysteiny, co jest wynikiem niedoboru kwasu foliowego przez cały okres ciąży – to wynika z badań japońskich. Czyli wyraźnie widać, że kwas foliowy nie tylko decyduje o narodzeniu dziecka z cewą nerwową, ale także – w przypadku kobiety w wieku podwyższonego ryzyka – jego niedobór prowadzi do zespołu Downa. Kontrola poziomu homocysteiny we krwi i odpowiednie zabezpieczenie ciężarnej mogłyby potencjalnie przeciwdziałać rozwojowi wady, ale to należy jeszcze zbadać.

– Gdzie jeszcze występuje kwas foliowy?
– Kiedyś źródłem kwasu foliowego było mleko. Ponieważ krowa żywi się roślinami, w świeżym mleku znajduje się zarówno witamina A, powstająca z beta-karotenu, jak i kwas foliowy, pochodzący z liści. Niestety mleko, które pijemy – UHT – jest w znacznej mierze pozbawione tych składników, a producenci nie są zobowiązani podawać wysokości strat, wynikających ze stosowanej przez nich technologii. Podobnie jest z warzywami i owocami w puszkach. Nawet kapustę czy ogórki kisi się dziś nie za pomocą bakterii, tylko za pomocą enzymów. Chodzi o to, żeby kapusta się nie przekisiła i ogórki nie miały nalotu – a to są bakterie probiotyczne, Lactobacillus plantarum. Żeby żywność lepiej wyglądała i w związku z tym lepiej się sprzedawała, pozbawia się ją tego, co wartościowe. Nastawiając się na pół kg warzyw i owoców dziennie musimy pamiętać, że na skutek działań producentów, straciły one pierwotną wartość. Dziś konieczna jest albo fortyfikacja żywności  – już robią to Amerykanie (wzbogacenie o określone składniki mineralne i witaminy – przyp.red.), albo znaczne zwiększenie spożycia warzyw i owoców, co nie jest zgodne z naszymi zwyczajami żywieniowymi.
 
– Polskie matki i babcie mają tendencję do przekarmiania dzieci.
– W genach może być ukryta podatność do otyłości. Jeżeli zaczniemy je pobudzać nadmiarem kalorii i soli, spożywaniem hamburgerów, żółtych serów i wędlin – po pewnym czasie otyłość ujawni się, a jej ofiary staną się na zawsze utrapieniem dla służby zdrowia. Dlatego, że gen odpowiedzialny za choroby metaboliczne, jeśli raz się uaktywni, nigdy nie zaniknie. Nie można wyleczyć cukrzycy ani nadciśnienia tętniczego – można je leczyć. Ale trzeba to robić do końca życia, obciążając kieszeń podatnika.

– Jakie inne niebezpieczeństwa wiążą się ze złym żywieniem dzieci?
– Kwestia wczesnego miesiączkowania u dziewczynek. Dlaczego my dziś mówimy, żeby matki karmiły jak najdłużej dziecko piersią? Bo w sztucznym mleku jest białko soi, które zawiera fitoestrogeny, przyspieszające miesiączkowanie. A przyspieszone miesiączkowanie u dziewcząt zwiększa ryzyko powstania nowotworów u kobiet. Receptory dla estrogenów są zlokalizowane na jądrze komórkowym, tuż przy materiale genetycznym. Ich stymulacja w dzieciństwie wpływa na ekspresję genów.

– Jak w takim razie wytłumaczyć niską zachorowalność na raka w populacji japońskiej, gdzie soja jest jednym z podstawowych składników pożywienia?
– Właśnie tym, że soja jest naturalnym elementem codziennej diety każdego Japończyka. Natomiast my podajemy fitoestrogeny sztucznie; a w okresie wzrostu (rozwoju genetycznego) dziewczynka otrzymuje ich 10-krotnie więcej niż zjada kobieta japońska. Wynika to z zawartości fitoestrogenów w sztucznych preparatach mlecznych. Potem – po raz drugi – sięgamy po nie w klimakterium, żeby łagodzić jego objawy. Japonka od urodzenia aż do śmierci dostarcza organizmowi fitoestrogeny na mniej więcej wyrównanym poziomie. Oczywiście, zwiększone ryzyko raka dotyczy tylko osób z podatnością genetyczną. Dlatego tak ważny jest rozwój nutrigenomiki, która wyjaśnia, jak poszczególne elementy żywienia wpływają na nasze geny.

– Z tego, co wiem, badacie Państwo wpływ krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych na geny.
– Jesteśmy jednym z pierwszych zespołów na świecie, który się tym zajmuje. Kwasy tłuszczowe krótkołańcuchowe – takie, jak kwas propionowy czy butylowy powstają podczas fermentacji błonnika przez bakterie probiotyczne – Lactobacillus plantarum. Te kwasy mają olbrzymie działanie przeciwzapalne – podobnie, jak Ibuprofen, który jest właśnie pochodną kwasu butylowego. A nasz organizm potrafi je wytwarzać: przez fermentację błonnika w jelitach. Kłopot w tym, że jeśli mamy infekcję, lekarze przepisują nam antybiotyki. Zabijamy wtedy bakterie, błonnik nie jest rozkładany i nasza aktywność przeciwzapalna (związana z materiałem genetycznym) zostaje upośledzona. Dlatego tak ważne jest stosowanie w diecie jogurtów i kefirów: by z dostarczanego z pokarmem błonnika mogły powstawać krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, pobudzające nasze geny do produkcji molekuł przeciwzapalnych i zwiększające w ten sposób naszą odporność.

– Błonnik potrzebuje bakterii probiotycznych. Czy kwas foliowy również potrzebuje partnera, by był z niego pożytek?

– Do tanga trzeba dwojga. Kwas foliowy współdziała z witaminami grupy B, przede wszystkim B6, B12; z kolei np. witamina C ma małe znaczenie odpornościowe w nieobecności witaminy E. Podawanie tylko jednego elementu, a zapominanie o drugim jest błędem. U wielu osób z nadciśnieniem sól podwyższa wartości ciśnienia, natomiast potas neutralizuje działanie soli. Źródłem potasu są owoce i warzywa – banany, pomidory. Francuzi zaczynają posiłek od dużej miski sałaty. Powinniśmy podpatrywać te narody, które żywią się lepiej i żyją zdrowiej.

– Czy polska kuchnia zawsze była zła?
– Tradycyjna polska kuchnia była zdrowa. Niedobrze, że kojarzy się ją z widokiem ociekającego tłuszczem schabowego – symbolem socjalistycznego dobrobytu. W tradycyjnej, polskiej, chłopskiej kuchni była naturalnie kiszona kapusta, mleko „prosto od krowy” i bardzo mało soli. Były własne warzywa i owoce, nawożone w sposób naturalny – czyli bez nitrozwiązków; śledzia sprzedawała każda karczma, a mięso i wędliny jadało się rzadko – jako cymes. Polski chłop przed wojną był krzepki i zdrowy. Produkty niezdrowe szły do miasta: masełko, tłuste gęsi. Wystarczy przeczytać powieści wielkich polskich pisarzy, żeby zapoznać się z historią żywienia w mieście i na wsi.

– Czy Pana Zespół uczestniczy w realizacji badań unijnych?
– Partycypujemy na dużą skalę w poważnym unijnym projekcie. Europa bowiem nie chce soi amerykańskiej, która jest genetycznie zmodyfikowana; poszukuje białka podobnego do sojowego, które by je zastąpiło i które nie miałoby fitoestrogenów. Jego źródło już znaleźliśmy. Jest nim łubin biały. I Europa będzie przechodziła na hodowlę łubinu białego, ale ciągle jeszcze trwają badania. Nasz zespół bada między innymi wpływ tego białka na poziom cholesterolu i na parametry metaboliczne.

– Słyszałam również o projekcie sponsorowanym przez Komitet Badań Naukowych. Czego dotyczy projekt?
– Wpływu akrylamidu na organizm. Akrylamid powstaje w żywności w wyniku ogrzewania; działa prozapalnie i cytotoksycznie. Może prowadzić do wczesnej miażdżycy i uszkadzać centralny układ nerwowy. Występuje np. w chipsach, jest więc szczególnie niebezpieczny dla dzieci i młodzieży. Oczywiście wszystko jest dawkozależne: jeżeli ktoś zje raz w tygodniu trochę chipsów, nic mu nie grozi. Ale, jeśli są one jego codziennym, podstawowym pokarmem – niepowodzenia szkolne skądś się biorą. Neurotoksyczne działanie akrylamidu jest wtedy potęgowane przez brak podstawowych witamin, błonnika itd.

– Czym w takim razie najlepiej zaspokajać głód w szkole?
– W sytuacji, kiedy są tak duże różnice w rodzinnych dochodach, powinniśmy wprowadzić w szkołach lunche za złotówkę. To jest mój dawny pomysł, żeby każde dziecko w szkole dostało ten sam posiłek, składający się z produktów, które są dla niego dobre: kefir, jogurt, owoc, bułka z dobrą wędliną. To można załatwić za złotówkę. Paranoją są kioski szkolne, sprzedające coca-colę, batoniki i chipsy – z tym należy walczyć. Dziś nie ma problemu nalewania mleka chochlą, są jednorazowe opakowania. Wiele lokalnych firm mogłoby się w takie przedsięwzięcie zaangażować – stała, kontrolowana obsługa szkoły zwiększyłaby ilość miejsc pracy. I byłby to przełom w sposobie naszego żywienia.





piątek, 10 maja 2013

Nie żyjemy po to, aby jeść, ale jemy po to by żyć – czy diety mają sens?


Wiele osób często pyta mnie, co jeść? Jak się zdrowo odżywiać i czy to w ogóle możliwe? Jak zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi? Skąd wiedzieć, że coś jest złe a coś dobre. Postanowiłam podejść do tego tematu troszkę od strony psychologicznej. Należałoby zmienić tok myślenia. Wydaje się niemożliwe? Już tłumaczę, o co chodzi.


Cel diety - czy słuszny?
Osoby, które postanawiają przejść na dietę z reguły patrzą na efekt odchudzający. Zakładają sobie jakiś konkretny cel i wyznaczają termin jego osiągnięcia. W momencie, kiedy ten cel osiągną wracają do swoich poprzednich nawyków żywieniowych. Kończy się to oczywiście efektem jojo, gdyż diety odchudzające z reguły charakteryzują się obniżoną kalorycznością. Organizm ze strachu przed kolejnym tzw. odchudzaniem będzie po powrocie do starych nawyków magazynować zapasy i przybierać na masie. Dieta nie ma sensu. Żadna dieta. Naprawdę. Wiem, że pojawiają się coraz to nowsze diety gwarantujące szybki efekt chudnięcia, ale czy o to chodzi? Efekt nie jest ani zdrowy ani długoterminowy. A może by obrać bardziej logiczne myślenie - nie przytyliśmy w 5 minut więc naturalnym będzie fakt, że w 5 minut nie schudniemy?

Po co nam jedzenie?
A może zacząć by od podstawy i od faktu, do czego potrzebne nam jedzenie? Jedzenie potrzebne jest nam do życia, do tego, aby nasze ciało było w stanie wytwarzać energię i przechodzić właściwe procesy. Jeśli więc zaczniemy patrzeć na jedzenie jak na rodzaj przyjaznego paliwa, a nie na sąd skazujący nas na lata nadwagi, zapewnimy sobie nie tylko szczupłą sylwetkę, ale i zdrowie. Tak jedzenie to nasz najlepszy przyjaciel. Wybierajmy je tak, jak staramy się wybierać wszystko inne- wybierajmy to, co najlepsze. Doceniajmy jego wartość i możliwości. NIE LICZMY KALORII!!!! To nie ma sensu. Wyliczajmy to, co w nim dobre: błonnik, witaminy, minerały, antyoksydanty!!! Zacznijmy myśleć o jedzeniu, jak o czymś, co daje nam tysiące możliwości. Jeżeli będziemy wybierać to, co najlepsze to nie będziemy musieli się martwić o kalorie. A co jest najlepsze? To co najbardziej naturalne, to co jest żywnością a nie produktem, to co nie przetworzone i nie sztuczne. To warzywa i owoce sezonowe, to nasiona, pestki, kiełki, rośliny strączkowe, pełne zboża, naturalne produkty fermentowane, świeże ryby o niskiej zawartości metali ciężkich (pstrąg, dorsz, śledź, mintaj, morszczuk, sieja, sola, jesiotr, sardynki, sum). Tak więc:

  • Jedz wyżej wymienione produkty, ogranicz mięso i pij wodę - ograniczysz w ten sposób dostęp toksyn.
  • Jedz regularnie-nie będziesz mieć ochoty na przekąski.
  • Jeśli już masz ochotę na przekąskę niech to będzie np. suszony owoc, pestki (słonecznika, dyni) lub świeżo łuskane orzechy.
  • Cukier używaj jedynie jako dodatek do potraw i niedzielnych własnych wypieków. Bo masz prawo do jednego dnia pyszności.
  • Wyrzuć wszystko, co zawiera składniki, których nazwy nie rozumiesz, koniec z wegetą, gotowymi marynatami, mieszankami przypraw i sosami instant- używaj suszonych i świeżych ziół.
  • Jeśli kupujesz produkt, kup ten najprostszy, najmniej skomplikowany np. jogurt naturalny a nie ten z „pseudoprawdziwymi” kawałkami owoców.
  • Kombinuj – łącz nasiona z owocami, warzywami, rób soki, przeciery własne sosy, mieszaj zioła, twórz swoje własne smaki. Kto powiedział, że owsianki nie można zagryźć marchewką?
  • Zanim skusisz się na jakiś produkt spożywczy zawierający nie wiadomo co, pomyśl ile pracy będzie musiała wykonać Twoja wątroba by to zmetabolizować? Zastanów się jak został on zrobiony. Weź do ręki puszkę coli i zastanów się czy rozumiesz jej składniki? Jeśli nie to jak twoje ciało ma je zrozumieć?
  • I najważniejsze - kiedy kupujesz żywność myśl ile dobrego może Ci ona dać. Wybieraj tą najbogatszą w enzymy, w prawdziwe witaminy i mikroelementy. Im bardziej surowa tym zdrowsza. Wybieraj "superżywność" – wprowadź siemię lniane, kiełki, pestki, nasiona, suszone owoce.


Nie bądź więźniem smaków powstałych w laboratoriach biochemicznych. Nie bądź więźniem kalorii i diet. A zobaczysz efekty! Nie dziś, nie jutro, nie pojutrze. Na to trzeba czasu. A jak już przyjdzie ten czas to nigdy więcej nie będziesz odliczać dni do początku lub końca diety.
Zawsze powtarzam, że jeśli będziemy chcieć jeść z głową to będziemy jeść zdrowo. Trzeba tylko chcieć. Dla chcącego, nic trudnego!

środa, 8 maja 2013

Przepis: Zupa z botwinki


Już jest! Pyszna, botwinka. Kusi swoimi ślicznymi listkami, chrupkimi łodyżkami i malutkimi korzeniami. Doskonałe źródło wapnia, witamin A i C, błonnika pokarmowego, żelaza a także fitoestrogenów, będących odpowiednikiem żeńskich hormonów –estrogenów. Po prostu pyszny sposób na zdrowie i urodę. Można z niej zrobić zupę, chłodnik, sałatkę, nadzienie do pierogów, użyć jako dodatek do tart, ciast a nawet deserów. Oto przepis na prostą, tradycyjną zupę z botwiny.




Składniki:
  • 3 pęczki botwiny z większymi korzeniami (wielkości np. jajka kurzego)- jeśli korzenie są malutkie ja daję jeszcze 2 średnie ugotowane buraki
  • 3 średnie ziemniaki, lub 6 małych młodych jeśli są dostępne
  • 2 średnie marchewki
  • 2 średnie pietruszki
  • 4 ząbki czosnku
  • 1 cebula
  • 3-4 listki laurowe
  • Kilka ziaren ziela angielskiego
  • Łyżka suszonego lubczyku lub kilka gałązek świeżego
  • Pęczek koperku
  • Sok z 1 cytryny
  • Szklanka śmietany 10 lub 12%
  • Sól, cukier i pieprz do smaku
  • 3-4 litry wody


Przygotowanie:

Do wody wrzucić obraną marchew, pietruszkę, cebulę, czosnek, liście laurowe, ziele angielskie i lubczyk. Zagotować i gotować na średnim ogniu przez 20min tak by powstał wywar. Korzenie botwinki oddzielić od liści. Dokładnie wypłukać zarówno korzeń jak i liście. Korzenie obrać i zetrzeć na grubych oczkach. Jeśli są małe pokroić w drobną kostkę. Do osobnej miski zetrzeć ugotowane wcześniej buraki. Ziemniaki obrać i pokroić w kosteczkę. Liście i łodygi botwinki poszatkować.
Kiedy wywar będzie gotowy, wyjąć z niego warzywa liście laurowe i ziele angielskie i wrzucić ziemniaki z surowymi startymi korzeniami botwiny i liśćmi botwiny. Gotować przez 15minut. W międzyczasie zetrzeć na grubej tarce marchew i pietruszkę. Do gotującej zupy dodać wyciśnięty sok z cytryny, startą marchew, pietruszkę i gotowane buraki (jeśli surowe korzenie botwinki były zbyt małe). Dodawać łyżeczką na zmianę sól i cukier aż do uzyskania pożądanej intensywności smaku. Na koniec dodać pieprz, śmietanę i poszatkowany koperek. Podawać z ugotowanym jajkiem. Smacznego!

wtorek, 7 maja 2013

Herbata w torebce i ryż w woreczku, czyli jak zjeść worek na śmieci?



Jaką herbatę pijecie? Liściastą czy z torebeczki? Na pewno większość odpowie, że z torebeczki. A ryż? Komu dzisiaj chce się brudzić garnek, skoro można szybko, czyściutko i wygodnie ugotować ryż czy kaszę? Mam tu kilka ciekawostek dotyczących składu tak powszechnie używanych woreczków i torebeczek.



W skład wielu torebeczek i woreczków wchodzą tworzywa sztuczne takie jak nylon, włókna wiskozowe, tworzywo termoplastyczne, PCW czy polipropylen. Faktem jest, że tworzywa te mają wysoką temperaturę topnienia. Musimy jednak również wziąć pod uwagę fakt, że temperatura, w której cząstki polimerów zaczynają się rozkładać jest znacznie niższa niż temperatura ich topnienia, co może pozwolić na ługowanie związków i ich przechodzenie do gorącej wody. Zarówno nylon jak i politereftalan etylenu (PET) będące częstym składnikiem woreczków plastikowych mają silny potencjał ługowania (czyli przechodzenia masy z fazy stałej w fazę cieczy). Oba związki mają wysoką temperaturę topnienia jednak należy pamiętać o innym fizycznym wskaźniku tzw. temperaturze zeszklenia. Jest to temperatura, w której cząsteczki polimeru zaczynają się rozkładać inicjując w ten sposób proces ługowania, czyli przechodzenia fazy stałej w fazę ciekłą. I tak na przykład, w przypadku kiedy temperatura wrzenia wody wynosi 100°C temperatura zeszklenia PET wynosi 76°C. Dla nylonu temperatura ta jest jeszcze niższa. I tak oto toksyczne związki mogą przedostać się do pożywienia i wody, w której jest ono gotowane.
Papierowe torebki na herbatę nie są wcale lepsze. Wiele z nich zawiera tzw. epichlorohydrynę często używaną jako potencjalnie rakotwórczy pestycyd. Można ją także znaleźć w papierowych filtrach do kawy. Epichlorohydryna w kontakcie z wodą hydrolizuje do związku 3-MCPD (3-monochloro-propano1,2-diol) uważany za związek mutagenny, genotoksyczny, rakotwórczy w doświadczeniach na zwierzętach i badaniach in vitro.


Co więc robić by nie zwariować?
Kiedy kupujemy herbatę kupujmy herbatę dobrej jakości, ponieważ często stosowane będą w niej torebeczki bez epichlorohydryny, czasem producent może zaznaczyć, że w składzie torebek nie ma epichlorohydryny, aczkolwiek spotkałam się z tym jedynie w UK. Najlepiej kupować herbatę liściastą i zaparzać ją domowymi sposobami lub w zaparzarkach (asortyment tego typu dzbanuszków jest w Polsce bardzo szeroki). A co do kasz i ryżu to warto się zastanowić czy wolimy mieć brudny garnek czy brudną wątrobę?