piątek, 13 września 2013

Sprawy damsko-męskie, czyli dlaczego chłopaki nie płaczą, a baby są wredne.

Jak świat światem, tak kobiety i mężczyźni różnią się, nie tylko wyglądem, ale i charakterem. Nie bez powodu powstało powiedzenie, że "mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus" i choćby powstało nie wiem ile poradników o sprawach damsko-męskich, to nie nadążą one za tym co w tym wszystkim najważniejsze. To co o nas i w nas najistotniejsze i decydujące w kwestii płci, to hormony. I tak, mamy hormony żeńskie, czyli estrogeny, oraz hormony męskie - androgeny. Idąc dalej -estrogeny odpowiadają za odkładanie się tkanki tłuszczowej w okolicach bioder u kobiet (fachowo mówi się tu o tkance tłuszczowej gynoidalnej), u mężczyzn natomiast androgeny wpływają na odkładanie się tkanki tłuszczowej w okolicy talii (fachowo tkanka tłuszczowa wisceralna). W ten sposób jesteśmy zaprogramowani od wielu lat i fakt, że paniom rosną pupy, a panom brzuchy, z tej prostej zależności się wywodzi.


I wszystko byłoby na miejscu, gdyby nie dzisiejszy szał ciał. Moda na mega chude kobiety i mega rozbudowanych facetów. Przy "otyłej" rzeczywistości. A rzecz nie na tym polega. Bo pojawił się też problem innej natury, albo raczej wbrew naturze. Spójrzmy na dzisiejszą kobietę, w szczególności na młodsze pokolenie kobiet. Problem dużej pupy przestał istnieć, a w jego miejsce pojawił się problem tzw. "brzuszka". Coraz częściej kobiety odwiedzają salony kosmetyczne w celach depilacyjnych, bo ich owłosienie ciała staje się nienaturalne i coraz gęstsze. U mężczyzn z kolei, coraz częściej zauważamy powiększony biust- i wcale nie jest to zabawne. Coraz częściej na basenach, plażach obserwujemy, że cellulit i duża pupa nie jest jedynie problemem pań ale także i panów. I choćbyśmy nie wiem jak pracowali nad swoimi ciałami od strony zewnętrznej, jeśli nie poukładamy tego co w nas w środku, nie uda nam się osiągnąć celu. Bo ile razy słyszę: "Dlaczego nie mogę zrzucić brzucha? Przecież ćwiczę, przecież się odchudzam", "Dlaczego ten tyłek ciągle taki wielki?" to zastanawiam się, dlaczego ci ludzie podążają złą drogą. Problem nierzadko tkwi w aktualnej diecie, mocno przetworzonej, mocno oczyszczonej, z nasyconymi kwasami tłuszczowymi, sztucznymi hormonami, przesadzoną zawartością soi, produktów gotowych, wysokokalorycznych bez żadnych wartości odżywczych. A jaki to ma wpływ na naszą płeć?
Zacznę od mężczyzn, bo oni jak zawsze są mniej skomplikowani ;). U mężczyzn sprawa jest prostsza bo dranie mają lepszy stosunek składu ciała niż my kobiety. Jednym słowem niższy procent tłuszczu, a większy procent białek. Tym samym mają szybszy metabolizm. Tym samym też ich organizm szybciej spala tkankę tłuszczową. Facet jeśli się uprze, zacznie trenować i odżywiać się racjonalnie, to nie dość, że szybciej zgubi zbędne kilogramy to jeszcze o wiele szybciej uda mu się "ujędrnić, napiąć i ponaciągać". Tymczasem kobiecie zajmie to niekiedy 2-3 razy dłużej. Ale nie tylko o odchudzanie nam przecież chodzi, a głównie o zdrowie. Mężczyźni dzisiaj troszkę zapominają o darze szybkiego metabolizmu jakim obdarzyła ich natura, albo nad-interpretują go. Sięgają bez najmniejszego namysłu po fast foody, tłuste kiełbasy, wszystko co przetworzone. Mało który mężczyzna dba o dietę. Kiedyś było inaczej. Mało który mężczyzna miał ochotę na coś słodkiego (poza swoją kobietą oczywiście ;)), bo tak był przystosowany hormonalnie. Dlatego też to kobiety szaleją za słodkim- bo tak kierują nimi hormony. Kiedyś mężczyzna czuł, że potrzebował zjeść przede wszystkim mięso, bo naturalnie potrzebuje on dostępu do białka i tłuszczu, które spożywane w diecie służą tworzeniu właśnie androgenów. Niestety czasy się zmieniły. Faceci nie polują i nie przynoszą nam do domów zwierzyny, tylko przyjeżdżają z supermarketu w swoim "audi" z klimą, zapakowanym po brzegi cudami przemysłu spożywczego. Spożywają kiełbasę i parówkę wypełnioną po brzegi soją (ta ma fitoestrogeny odpowiadające estrogenom-hormonom żeńskim), do tego sztucznie zaromatyzowaną dodatkami i neurotoksynami wywołującymi lawinę beta-endorfin i w efekcie marzy im się do posiłku coś słodkiego, więc sięgają po colę. Ta przez godzinę robi swoje: hiperglikemia=gigantyczny wyrzut insuliny=gromadzenie glukozy w postaci tłuszczu=szybki spadek glukozy=hipoglikemia=kochanie mamy coś słodkiego w barku? I leci batonik i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.... Tak zmienili się mężczyźni i proszę Panowie nie obraźcie się ale jak tu właśnie Was nie nazwać słabszą płcią? Natura tak was hojnie obdarzyła, a Wy tak to zmarnowaliście. Wy nawet nie przechodzicie większych "stanów" fizjologicznych" jedynie andropauzę. Przy andropauzie jak i przy menopauzie, którą poruszę w temacie kobiet zaburza się proporcja hormonów i dlatego między innymi, łzy można zobaczyć jedynie u starszego pana. Bo zastanówcie się, ile razy widzieliście łzy u swoich ojców a ile razy u dziadków? Przypadek? Nie sądzę.
Tak więc panowie, kilka ciekawych rad dla was: jak najmniej żywności przetworzonej, jak najmniej słodyczy (są one wbrew waszej męskości). A co w takim razie jeść? Zacznę od tego co tygryski lubią najbardziej, czyli mięsa. Najbezpieczniejsze to wołowina, indyk i dziczyzna. W formie od podstaw, najprostszej, łatwo-przyswajalnej a nie w pasztecie, kiełbasie, hamburgerze czy parówce. Czyli gulasz tak, leczo z parówkami nie. Stek wołowy z grilla lub indyka tak, schabowy w panierce nie. Królik pieczony tak, kurczak pieczony niekoniecznie. Jeśli macie ochotę na zaburzenia hormonalne polecam kurczaki i wieprzowinkę. Zwróćcie też uwagę na produkty zawierające w swym składzie soję (wędliny, kiełbasy, sery, słodycze, fast foody). Jeśli chcecie być płaczliwi jak my "baby" to jedzcie je bez umiaru ;). Zalecam ryby jako dobre źródło białka zwierzęcego, nienasyconych kwasów tłuszczowych, witaminy D, B12 i żelaza. Pamiętajcie o warzywach, owocach, bo jeśli chcecie z mięsa przyswoić żelazo, to bez witaminy C i kwasu foliowego nic nie zdziałacie, a te są obecne w warzywach i owocach. Jeśli chcecie właściwie przyswajać białko z pożywienia, po pierwsze zamieńcie jego część na białko roślinne (groch, fasola, ciecierzyca) a dla białek zwierzęcych wprowadźcie kompleks witamin B z pełnowartościowych zbóż (czytaj chleb razowy, brązowy makaron, brązowy ryż a nie pszenne bagiety i spulchniane bułeczki). I jeszcze jedna rada, nie próbujcie za wszelką cenę imponować nam masą swych mięśni, bo na nas (mówię o grupie kobiet myślących, bo bezmyślne też się zdarzają) to zwyczajnie nie działa. Nie tym powinniście nam imponować.
No a teraz my kobitki. My to jesteśmy biedne, bo nie dość że wolniejszy metabolizm, to non stop jakieś wredne stany fizjologiczne- a to menstruacja, a to owulacja, a to PMS, a to prokreacja, a to ciąża, a to laktacja, a to menopauza. Nasze hormony są mega wredne w całym okresie życia i wahają się tak jak nasze nastroje. Czasem działają łagodnie i wtedy jesteśmy "do rany przyłóż", a czasem burza! Lepiej nie podchodzić. Mężczyźni tych hormonalnych herezji nie przechodzą i w związku z tym nie rozumieją, dlaczego czasem jesteśmy nie do wytrzymania.



No ale to naturalne. Co z kolei nie jest w naszym przypadku naturalne to problem ostatnich kilku lat, nazwany przez fachowców hiperandrogenizmem. Jest to problem, z którym boryka się coraz więcej kobiet, często powiązany z zespołem policystycznych jajników i hiperinsulinemią, polegający na zaburzeniach proporcji hormonalnych na rzecz androgenów, decydującyh o cechach płciowych męskich. Najczęściej przejawia się to nadmiernym owłosieniem ciała u kobiet oraz jednoczesnym wypadaniem włosów na głowie, problemami z zajściem w ciążę, często też pojawia się otyłość wisceralna - czyli tycie w okolicach talii. Podobne podłoże ma powstawanie tkanki tłuszczowej w obrębie talii u kobiet w okresie menopauzy, w wyniku zaburzenia procentowego udziału estrogenów na rzecz androgenów. Dlatego często jak patrzymy na starsze panie widzimy że mają duże "oponki". Powyższe objawy coraz częściej jednak występują u młodych dziewczyn, kobiet generalnie zdrowych, bez problemów endokrynologicznych i ginekologicznych. U tych osób często zauważa się podwyższony cholesterol. A cholesterol, tłuszcze nasycone i białko odzwierzęce to pierwszy krok do tworzenia hormonów męskich czyli androgenów. Tak więc miłe panie, dobrych rad kilka :
Po pierwsze - nisko-przetworzona żywność roślinna to podstawa. Dlaczego? A choćby dlatego, że białko roślinne w kompleksie z witaminami z owoców i warzyw oraz pełnowartościowych zbóż, wraz błonnikiem to 3 x szybszy metabolizm. Dodatkowo warzywa są kopalnią niezbędnych mikroelementów oraz zwiększają przyswajalność innych mikroelementów, chociażby żelaza z mięsa o czym wspomniałam w przypadku mężczyzn, a co przyda się chociażby w okresie menstruacji.
Po drugie- jeśli o białko chodzi, co najmniej 60% białka które spożywamy radziłabym zamienić na białko roślinne (groch, fasola, ciecierzyca, soczewica, ale też zboża - chleb ma 13% białka w swoim składzie) które nie tylko przyspiesza metabolizm, ale z reguły produkty te są nośnikami fitoestrogenów pozytywnie wpływających na waszą gospodarkę hormonalną. Do tego im mniej mięsa, tym mniej nasyconych kwasów tłuszczowych sprzyjających nie tylko rozwojowi wielu chorób ale i syntezie androgenów.
Po trzecie- zwiększcie ilość spożywanych ryb, orzechów, pestek. Te są cudownym źródłem niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych, nad zaletami których nie będę się rozpisywać, na zachętę wspomnę jedynie, że odpowiadają za tworzenie się dobroczynnej brunatnej tkanki tłuszczowej, która spala tą złą białą. 
Po czwarte- mniej słodyczy, bo są one nośnikiem nie tylko szkodliwego cukru ale często tłuszczów nasyconych lub trans.
A jak czekolada to tylko gorzka!!!
I tak jak facetom tak Wam dam pewną ciekawą radę. A nawet dwie, bo przecież my kobiety jesteśmy bardziej skomplikowane. Po pierwsze, nie frustrujcie się jeśli macie troszkę krąglejsze kształty, bo facetom (tym fajnym i coś wartym) to nie przeszkadza. Po drugie, nie frustrujcie się, gdy Wasz facet ogląda się za jakąś ładną dziewczyną, bo to jego hormony o tym decydują, a w tym wypadku świadczy to o tym, że jego hormony, a tym samym męskość są w jak najlepszym porządku ;) Tak naprawdę oni nas kochają. Nawet superbohaterowie po godzinach robią wszystko dla swych żon ;)


4 komentarze:

  1. Zboż, orzechy, pestki i warzywa (szczególnie straczkowe) zawierają kwas fitynowy, który łączy się z magnezem, cynkiem, żelazem. Najwięcej jest go w pelnoziarnistych zbożach, w których 80% fosforu zmaganyzownych jest w formie niedostępnych fityn. W podobny sposób kwas fitynowy blokuje przyswajanie innych cennych minerałów. Właśnie datego mimo wysokiej zawartości minerałów zbożu, tak naprawdę niewiele z tego ma dla nas realne korzyści. Niestety człowiek i zwierzęta z jednym żołądkiem nie potrafią wytworzyć fitazy, aby zneutralizować ten kwasem. Zboża, które zawierają fitaze często są poddawane obróbce cieplnej i fitaza zostaje zniszczona. Datego zboża lepiej ograniczyć, a wafle różowo- kukurydziane podawać tylko zwierzętom. My ich nie trawimy po takie obróbce. Podsumowując: lepiej zostać przy warzywkach ( niestraczkowych) z mieskiem a psetki i orzechy jeść osobno. Zmniejszymy szanse na niedobory :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogo specjalisto cytujący internetowe morały. Po pierwsze w artykule nie ma nic o waflach ryżowych. Po drugie jak już się robi taki "research" na temat fitynianów zawartych w żywności to proszę to robić bardziej dokładnie. Wystarczy namoczyć na kilka godzin żywność zawierającą fityniany. Czyli np orzechy. Fityniany rozpuszczają się a całe dobro a przynajmniej jego większość może zostać spokojnie przyswojona. Ot cała filozofia ;) I runął cały morał z Twej powyższej kopii internetowej. A co do mięsa nikomu w artykule go nie zabraniam. Proszę o dokładne czytanie artykułu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam, nie stereotypy tylko hormony ;)

      Usuń

Mile widziane komentarze. Można komentować jako Anonimowy, jednak miło by mi było, gdyby osoby komentujące zostawiały chociaż nick lub inicjały, albo same imiona :) Można to zrobić wybierając rozszerzenie "komentarz jako: Nazwa/adres URL" i wpisując nick w okienko "nazwa" i klikając "Dalej" :)