wtorek, 22 października 2013

Strach nie takie wielkie oczy ma, czyli słów parę na temat GMO, eko-żywności, suplementacji i innych takich.

I znów kontrowersyjny temat. I znów pewnie oberwie mi się, że jakim to ja jestem specjalistą, że pewnie neguję innych specjalistów. I znów jedna strona mnie poprze a inna potępi. Ale cóż takie życie. Często jestem pytana czy jestem przeciwnikiem GMO, czy jadam eko-, czy jak kto woli bio-żywność? Czy się suplementuję? Tym razem jednak nie będę demonizować, podam co najwyżej trochę swoich przemyśleń.

Zacznę więc od tego, co wywołuje najwięcej strachu i kontrowersji. Od GMO. Nie jestem niestety specjalistą od inżynierii genetycznej, więc oprę się troszkę na historii i troszkę na obserwacjach. Czy GMO jest więc złe? Ja uważam, że nie do końca. Sama idea mutacji transgenicznych jest wg mnie genialna. Bo mutacje transgeniczne z założenia mają służyć dobru ludzkiemu. W krajach trzeciego świata mogłyby pomóc w walce z głodem. Poza tym dziś wszyscy korzystamy z dobrodziejstwa jakim jest chociażby fantastyczny i zdrowy olej rzepakowy, a ten nie byłby taki zdrowy gdyby wciąż zawierał kwas erukowy. A jak wiemy kwas erukowy udało się wyeliminować poprzez krzyżowanie genetyczne. Tak więc mamy tu przykład genialnego zastosowania inżynierii genetycznej. Co więc poszło nie tak? Ja zawsze dość kontrowersyjnie porównuję GMO do religii katolickiej. I przepraszam, jeśli urażę czyjeś uczucia religijne, ale historia pokazuje, że zarówno z GMO jak i z katolicyzmem było tak, że ich idea była genialna a w praniu wyszedł jeden wielki bałagan (chciałam użyć innego słowa ale wyszło by bardzo nieładnie). I tak więc aktualnie coraz częściej wykorzystuje się i jedno i drugie w niecnych celach. Z GMO pojawił się problem dotyczący monopolizacji i patentu. Problem masowej, nazywam ją, herbicydyzacji. Bo aktualnie największe zastosowanie mutacji genetycznej znajdujemy na przykładach upraw warzyw, które nawozi się herbicydami zawierającymi glifostat. Glifostat hamuje działanie syntazy EPSPS, enzymu, który w warzywach odpowiada za ich smak i zapach. I tak sprytne koncerny wykorzystały mutacje transgeniczne, by przy jednoczesnym giga-nawożeniu herbicydami, syntaza EPSPS była odporna na glifostat, a tym samym by warzywa zachowywały swój smak i zapach. Oczywiście firmy produkujące herbicydy zasłaniają się badaniami (opłacanymi przez samych siebie), w których nie widać szkodliwych skutków działania glifostatu na organizmy żywe. Ja dodam od siebie, że różni są specjaliści, różne są badania, różne są ich wyniki, a jak świat światem tak DDT zostało dopuszczone do stosowania jako bezpieczne, po czym historia trochę zawirowała na zakręcie. I jak świat światem, wszystko co zostało wycofane, najpierw zostało dopuszczone. Czas pokaże. Nie skłaniałbym się jednak ku temu, że jak coś przeszło mutację transgeniczną a my to zjemy to od razu oznacza, że wyrośnie nam trzecie ucho albo, że będziemy otyli, bo takie argumenty też już słyszałam. Mnie najbardziej przeraża kwestia herbicydów, monopolizacji i patentów genetycznych, bo te mogą zaszkodzić bioróżnorodności. Podsumowując pozwolę sobie zacytować Richarda Dawkinsa: "Jestem przeciwny działaniom, które mogą wywołać cierpienie jakichś istot, nie tylko ludzkich, lub mogą być szkodliwe dla środowiska. Dlatego moje podejrzenia budzą działania firmy biotechnologicznych, które wytwarzają zarówno środki chwastobójcze, jak i odporne na nie zmodyfikowane genetycznie rośliny. Tego typu monopol może prowadzić do monokultury, co nie jest najlepsze dla przyrody."





Jako drugą na tapet wezmę eko-żywność, lub jak kto woli bio-żywność. I tu znów znajduję pewne za i przeciw. Bo moim zdaniem żywność "bio" nie zawsze musi być rewelacją. No bo co mi po białym ryżu, czy on jest bio- czy nie bio to  i tak jest mało wartościowy. I to, że kupię biały ryż "bio" nie oznacza, że odżywiam się racjonalnie. Bo każdy biały ryż nie ma właściwie większych wartości odżywczych, oprócz tego że podnosi glukozę i "zapycha" "mały głód". Trzeba więc czasem zastanowić się czy pewne produkty nie są zwykłym chwytem na zarabianie na nas kasy. Trochę inaczej ma się oczywiście sprawa takich produktów jak kakao, przyprawy korzenne. tu najpewniej jest korzystać z tych eko, oczywiście sprawdzonych i certyfikowanych eko, bo taki na przykład cynamon pochodzący z Chin a prawdziwy cynamon z Cejlonu różnią się swoimi właściwościami, oczywiście na korzyść tego z Cejlonu. I tak cynamon chiński zawierający szkodliwą w nadmiarze kumarynę mamy w tradycyjnych hipermarketach a taki cynamon cejloński jest już dostępny na stoiskach ze zdrową bio żywnością i cena tegoż cynamonu jest diametralnie różna od tego ze zwykłej półki. Co do owoców i warzyw to zawsze za bio żywnością będzie przemawiał fakt, iż są one w większości nawożone bio nawozami, ale czy żadnej chemii się tu nie stosuje to wie tylko rolnik, który to uprawia. Dodam może, że kiedyś czytałam o badaniu, które wykazało że organiczna bio żywność w USA jest bardziej zanieczyszczona pestycydami niż żywność z naszych polskich upraw tradycyjnych. No i jeszcze jeden fakt, to że żywność jest bio nie oznacza, że ma więcej wartości odżywczych, ale że jest czystsza w kwestii sztucznych nawozów. Oczywiście istnieje jeszcze tak zwana domowa żywność eko, którą ja uwielbiam, która pozwala jedynie na uprawę sezonową i wolną od sztucznych nawozów, i takim przykładem są owoce i warzywa z własnej uprawy w ogrodzie lub na działce. I taka żywność na pewno jest o wiele bardziej odżywcza, chociażby dlatego, że jest sezonowa. A to właśnie sezonowość produktu świadczy o jego pro-zdrowotności. Jeśli o mnie osobiście chodzi to ja z żywności bio kupuję cytryny, bo te są wolne od sztucznych konserwujących wosków, a cytryny i tak są sprowadzane i tak naprawdę tu akurat ma to dla mnie sens. Kiedyś kupowałam marchewki, ale były mało soczyste i kilka razy natknęłam się na zgniłe więc zrezygnowałam na korzyść polskich sezonowych. Zastanowiłabym się też nad jajkami ale o znaczeniu jajek bio i z wolnego wybiegu pisałam już jakiś czas temu w tym artykule. Jednym słowem , nie dajmy się zwariować i zapamiętajmy, że przede wszystkim najlepsza i najwartościowsza jest żywność sezonowa.




No i przejdźmy do trzeciego tematu - suplementacji. Czy ja się suplementuję? Tak owszem. Suplementuję się tranem. A dlaczego? Bo ciężko jest w warunkach klimatycznych w jakich żyjemy syntezować swoją własną witaminę D. Bo coraz mniej jej naturalnej formy jest w żywności. Całą resztę staram się dostarczyć z żywnością, bo znam się na źródłach poszczególnych mikroelementów w żywności. I oczywiście zaraz mi się oberwie, że przecież mamy żywność przemysłową, że skąd ja wiem czy nie mam niedoborów. Nie wiem czy nie mam niedoborów, czekam aż mój lekarz skieruje mnie na badania. Wtedy się dowiem. Ale z własnej wiedzy skonstruowałam sobie tak dietę by w niedobory się nie wpędzać. Oczywiście dieta przeciętnego Kowalskiego jest niedoborowa. I często nie wynika to z faktu, że za mało czegoś w diecie dostarczył ale z tego, że być może za bardzo to z siebie wypłukał (chociażby poprzez picie coli, kawy czy herbaty) co odnosi się głównie do wapnia, żelaza i magnezu. I jeśli ktoś ma niedobory, to najpierw staram się tym osobom wskazać źródła danych składników w diecie, a przy konkretnych niedoborach zastosowanie suplementacji. Ale suplementacja też powinna być stosowana pod okiem fachowca. Bo nie wystarczy, ot tak sięgnąć po to czy tamto. Nie powinno się też stosować suplementacji jako rutyny i przez długi okres czasu, bo skutki pewnych suplementów mogą z czasem okazać się dość negatywne, co chociażby pokazują badania laboratoryjne, wykone na mojej uczelni, na zwierzętach suplementowanych witaminami z grupy B (źródło), u których wykryto otłuszczenie narządów wewnętrznych. Nie do końca właściwe też będzie stosowanie "multi" preparatów, bo skąd wiadomo czy skład danego "multi" suplementu będzie proporcjonalny do naszych niedoborów? Bo czy zdajecie sobie sprawę, że nadmiar wapnia powoduje spadek aktywnej witaminy D (po prostu ją zużywa) i jest jednocześnie antagonistą magnezu? Podsumowując- zawsze starajmy się poszukiwać źródeł mikroelementów z żywności, bo to żywność zawiera je w postaci naturalnych i najlepiej przyswajalnych kompleksów. Następnie przy zdiagnozowanych i kontrolowanych przez lekarza niedoborach stosujcie konkretną suplementację. Do momentu uzupełnienia. Zbilansowana dieta powinna po odstawieniu suplementacji zaspokoić zapotrzebowanie na dane mikroskładniki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mile widziane komentarze. Można komentować jako Anonimowy, jednak miło by mi było, gdyby osoby komentujące zostawiały chociaż nick lub inicjały, albo same imiona :) Można to zrobić wybierając rozszerzenie "komentarz jako: Nazwa/adres URL" i wpisując nick w okienko "nazwa" i klikając "Dalej" :)